Generate Your Own Glitter Graphics @ GlitterYourWay.com - Image hosted by ImageShack.us Generate Your Own Glitter Graphics @ GlitterYourWay.com - Image hosted by ImageShack.us

NOWE POSTY | NOWE TEMATY | POPULARNE | STAT | RSS | KONTAKT | REJESTRACJA | Login: Hasło: rss dla

HOME » PROBLEMY Z ZAJŚCIEM W CIĄŻĘ » GŁOWA NIE POZWALA MI ZAJŚĆ W CIĄŻĘ

Przejdz do dołu stronyStrona: 1 / 1    strony: [1]

Głowa nie pozwala mi zajść w ciążę

  
Tabaluga71
27.03.2008 10:02:27
poziom najwyższy i najjaśniejszy :-)



Grupa: Administrator 

Posty: 2686 #89342
Od: 2008-2-14
Obydwoje zdrowi, co potwierdzają wyniki badań, a dwóch kresek na teście ciążowym jak nie było, tak nie ma. Czemu? Coraz więcej par zadaje sobie takie pytanie. Tymczasem odpowiedź bywa prosta: blokada psychiczna. Aż 10 procent par cierpi na tzw. niepłodność niewyjaśnioną (idiopatyczną).
Niemożność urodzenia dziecka to dramat. Para borykająca się z niepłodnością zaczyna szukać pomocy u ginekologa, endokrynologa, androloga. Tymczasem okazuje się, że znaleźć ją może u specjalisty nie od ciała, lecz psyche. W końcu nie od dziś wiadomo, że nawet błaha myśl ma wpływ na nasz organizm: wystarczy wyobrazić sobie soczysty plaster cytryny, by ślinianki zaczęły pracować! Co więc może dziać się z organizmem, kiedy w głowie kłębią się lęki i nienazwane silne przeżycia? Co z tego, że ktoś bardzo stara się o dziecko, gdy podświadomie przed nim się broni. Ma blokadę. Jak ją zdjąć? Uwalniając się od stresu, radzą psychologowie. Albo korzystając z psychoterapii, podczas której z duszy wymiata się demony, nierzadko z bardzo odległej przeszłości… Bo źródła chorób tak naprawdę tkwią w psychice. To ciało słucha mózgu, nie odwrotnie!
Agnieszka, 34 lata
Po latach bezowocnego leczenia zdecydowała się na adopcję. I gdy przestała obsesyjnie myśleć o ciąży… zaraz w nią zaszła
Jeszcze nie widać, że Agnieszka jest w ciąży. To dopiero czwarty miesiąc. Poza tym szczupła, wygląda jak nastolatka, z kucykiem i lekko odsłoniętym brzuchem. Wcale nie je za dwoje, ale zawsze zostawia sobie miejsce na ciastko, babeczkę z owocami. – Mam wiele pasji. Nurkuję, chodzę po górach, uwielbiam wycieczki rowerowe, ale już wiem, że najwięcej radości sprawia mi macierzyństwo – wyznaje Agnieszka. Ma adoptowaną córeczkę, a teraz oczekuje na swoje biologiczne dziecko. Jest szczęśliwa. Częstuje zieloną herbatą i opowiada swą historię. – Miałam problemy z zajściem w ciążę. Pięć lat walczyliśmy z mężem o dziecko. Leczyłam się w kilku znanych klinikach. Okazało się, że mam niedrożny jeden jajowód. Lekarze podejrzewali, że to efekt zapalenia przydatków, które przeszłam w klasie maturalnej. Potem wykryto także polipy. Konieczne było operacyjne ich usunięcie i kuracja hormonalna. To trwało, a ja marzyłam o dziecku. Bałam się, że nie wyzdrowieję. Zastanawiałam się, co będzie – wspomina. Była w siódmym niebie, gdy podczas kolejnej wizyty u ginekologa usłyszała: „ Wszystko jest już w porządku. Nic tylko zachodzić i rodzić”. – Razem z mężem przystąpiliśmy więc do działania – śmieje się. – Ale w mojej głowie było masę obaw, czy nam się uda. Przez następne trzy lata Aga i jej mąż mieli tylko jeden cel: spłodzić potomka. – Stres był tak wielki, że nic nam z tych planów nie wychodziło. Im bardziej się staraliśmy, tym bardziej spinaliśmy się psychicznie. To było błędne koło. Na dodatek na nasze napięcie nałożyły się przytyki znajomych i rodziny. Ileż to razy słyszałam: „Może potrzebujecie instrukcji, jak to się robi?”, albo: „Będę u was kiedyś chrzciny?”. To raniło do żywego – mówi Aga. Po każdym zbliżeniu modliła się, by tym razem okres nie nadszedł. Gdy się pojawiał, wpadała w histerię. – Czułam, że uchodzi ze mnie energia. Lekarz zapewniał, że jestem zdrowa, a ja traciłam nadzieję na ciążę. Z tej psychicznej matni wyrwał ją po prostu przypadek: firma, w której pracowała Agnieszka, objęła opieką dom małego dziecka. – Odwiedzałam maluchy najpierw z obowiązku, a potem z miłości. Moje serce zabiło do czteromiesięcznej wówczas, uroczej Justynki. Karmiłam ją, przewijałam, myłam, tuliłam. I z każdym dniem byłam coraz badziej pewna, że chcę ją zaadoptować – opowiada Aga. Dopięła swego. Została mamą Justyny. – Dopiero wtedy poczułam, że zaczynam żyć naprawdę – mówi. – Przestałam myśleć o zajściu w ciążę, już nie miałam tego ciśnienia. A seks? Znów stał się radością, nie tylko aktem zapłodnienia. I wtedy, zupełnie nieoczekiwanie, bez żadnych starań, okazało się, że nasza córeczka będzie miała braciszka.

Olga@: Przez kilkanaście miesięcy nie mogłam zajść w ciążę. Wariowałam od obsesyjnych myśli o dziecku. W końcu stwierdziłam: „Trudno, co ma być, to będzie”. Miesiąc później już byłam w ciąży.
Klaudia, 33 lata
Starała się o dziecko, ale panicznie bała się utraty pracy. Stres ją paraliżował
– W moim dziale pracowały prawie same młode dziewczyny. Potencjalne przyszłe matki. Na każdym planowaniu słyszałyśmy od szefa: „Chcecie tu dalej pracować? To nie myślcie o pieluchach” – opowiada Klaudia, menedżer w zagranicznej spółce. – Zależało mi na pozostaniu w firmie, bo nieźle zarabiałam i miałam szansę na awans. Brałam więc tabletki antykoncepcyjne, a pytania mamy, kiedy zostanie babcią, zbywałam śmiechem – mówi. – Co było dalej? Lata leciały, koleżanki ze studiów rodziły dzieci, a ja od rana do wieczora siedziałam w pracy. Trochę czasu minęło, zanim dotarło do mnie, że to błąd. Pojawiła się myśl, że jeśli teraz nie zdecyduję się na macierzyństwo, potem może być za późno – dodaje. W trzydzieste urodziny podjęła decyzję: „Wolę stracić pracę niż szansę na dziecko”. Odstawiła pigułki, zaczęła wyliczać dni płodne. Mąż był szczęśliwy, bo pragnął dziecka. – A ja? Zachowywałam się, jakbym miała rozdwojenie jaźni. Raz chciałam, żeby nam się udało, innym razem panikowałam, że wylecę z pracy. Myślę, że te rozterki i lęki podświadomie mnie blokowały, bo mimo starań (i dobrego zdrowia) długo nie mogłam zajść w ciążę. Jakby mi ktoś wbił do głowy kod: „Dzieci zabronione!”. Udało mi się wymazać go z pamięci dopiero wtedy, gdy zmieniłam pracę.

Barbara, 37 lat
Radości macierzyństwa zaznała dzięki pomocy psychologa
– Syn jest akurat na wycieczce, ale pokażę pani jego zdjęcie – wita mnie Barbara, właścicielka małej cukierni. Fotografia Bartka stoi w salonie na kominku: okularnik, z rakietą tenisową w ręce. – Nie chcę nawet myśleć, że mogło go wcale nie być – mówi. Po ślubie przez trzy lata nie mogła zajść w ciążę. Powód? Podczas owulacji jej organizm wytwarzał śluz, który… zabijał plemniki, zanim dotarły do celu. – Leczyłam się, problem jednak nie znikał, a ja coraz bardziej zapadałam się w sobie – wspomina. Mąż namówił ją na wizytę u psychologa. – Do dziś codziennie mu za to dziękuję – podkreśla. W gabinecie terapeuty usłyszała, że przyczyna jej problemów może tkwić w dzieciństwie. Była zaskoczona. Co ma rodzinny dom do ciąży? Okazało się, że miał, i to wiele. – Mój ojciec lubił wódkę, a po niej urządzał awantury. Nienawidziłam go za to – opowiada. Nie miała pojęcia, że negatywne emocje podświadomie przenosiła na innych mężczyzn. Nawet tych jeszcze nienarodzonych. – Gdy myślałam, że mogę mieć chłopca, wpadałam w panikę. Może dlatego moje ciało pragnęło mi pomóc? – zastanawia się. Na spotkaniach z terapeutą (oczywiście leczenia u ginekologa nie przerwała) uczyła się, jak żyć bez nienawiści. Przyszedł moment, gdy stwierdziła: „Jestem wolna”. – Po zakończeniu terapii zrobiłam badanie śluzu. Wynik? Wszystko wróciło do normy.

Jacek, 33 lata
Męskość płatała mu figle. Zbyt stresował się tym, że musiał być w pełnej gotowości
– Nie namówiłabyś mnie na takie zwierzenia. Ale pomyślałem: może będzie z nich pożytek? Niech kobiety się dowiedzą, że faceci także mogą bać się ciąży – mówi Jacek, grafik, dzisiaj szczęśliwy ojciec rocznego Stasia. – U mnie blokada pojawiła się, gdy zacząłem się czuć jak byk rozpłodowy. Żona przysyłała mi SMS-y do pracy: „Uwaga! Dziś mamy dni płodne. Nie zawiedź!”. I tylko wtedy zgadzała się na seks. W zwykłe dni słyszałem: „Żartujesz? Jedno zbliżenie na tydzień. Wtedy plemniki są silniejsze”. Taka jazda trwała kilkanaście miesięcy, a efektów nie było. W końcu tak się stresowałem, że męskość odmawiała posłuszeństwa akurat wtedy, gdy Anka miała owulację. Zaczęliśmy się kłócić, obwiniać. Stwierdziłem: „Dosyć”. Od tej pory kochaliśmy się tylko spontanicznie. Pomogło!

Vika@: Spinałam się bardzo przez wiele miesięcy, by „zaskoczyć”. Chciałam wykorzystać to, że mam dobre warunki w pracy. Miesiąc po tym, jak te warunki się skończyły, udało sięwesoły Jestem w 38. tygodniu, odliczam dni do spotkania z moim skarbem.

Lidia, 28 lat
Zaszła w ciążę, gdy przestała o niej myśleć
Na spotkanie przychodzi z trzyletnią córeczką, prawdziwą ślicznotką: rude loki, chabrowe oczy i dołeczki w policzkach. – Żywy dowód, że każdą blokadę, nawet psychiczną, można pokonać – żartuje Lidia, tuląc córeczkę. Opowiada: – Moja historia w skrócie przedstawia się tak: niby wszystko było OK, ale zajść w ciążę nie mogłam. Mąż, przebadany od a do zet, też był zdrowy. Tylko z tych dwóch okazów zdrowia nie chciało powstać upragnione nowe życie. Z każdym miesiącem, potem rokiem narastał w nas gniew i rozpacz. I obsesja: chcemy mieć dziecko! Wybraliśmy już imiona, mieliśmy upatrzone łóżeczko. Po pracy, zamiast wracać do domu, wchodziłam do sklepów z zabawkami. Kupowałam grzechotki, które potem chowałam w szafie. Miałam ich chyba ze sto – wspomina Lidia. Codzienność? – Rytm naszego życia wyznaczał mój cykl. Mierzyłam temperaturę, badałam ślinę, a z apteki wykupiłam wszystkie testy owulacyjne. Żyłam nadzieją, że tym razem się uda. Niestety. Każdy kolejny okres witałam łzami. Unikałam kontaktu z koleżankami, które były w ciąży albo już miały dzieci. Nawet do siostry przestałam jeździć, bo widok jej bliźniaków doprowadzał mnie do szału. Tak samo jak rady ginekologa: „Trzeba się wyluzować, a wszystko będzie OK” – wyznaje. Zaszła w ciążę, gdy stan zdrowia jej chorej mamy gwałtownie się pogorszył. – Świadomość, że może umrzeć, wyparła inne myśli. Nie miałam czasu rozpamiętywać swojego nieszczęścia ani myśleć o dniach płodnych. Może tego potrzebowało moje ciało? Bo wszystko zadziałało jak trzeba. A mama? Wyzdrowiała!

Elżbieta, 36 lat
Dziecko to nie pizza, nie da się go zamówić na czas. Została mamą, gdy się z tym pogodziła
– Moje życie? To był plan do wykonania, realizowany krok po kroku. Nigdy nie zdarzały się odstępstwa od niego – twierdzi Elżbieta, szefowa kancelarii prawniczej. Elegancka garsonka, markowy zegarek i absolutna szczerość. – Najpierw studia, potem świetna posada, odpowiedni mąż i wspólne dorabianie się. Oczywiście, dziecko także znalazło się na liście. Naiwnie myślałam, że zaproszę je do swojego życia tak, jak się zamawia pizzę. Na czas. Odpowiedni dla mnie. Tylko że człowiek nie może wszystkiego zaplanować… – zauważa dzisiaj z pokorą. Pamięta dokładnie: cztery lata temu w sylwestrową noc zrobiła bilans: „Wszystko już mam, pora na dziecko”. Odstawiła tabletki antykoncepcyjne, zaczęła łykać kwas foliowy i celować w dni płodne. – Pierwszy cykl i pudło. Kolejne, i też nic. Dwa lata prób. Czy byłam zrozpaczona? Raczej wściekła. Widok kobiet z wózkami wyprowadzał mnie z równowagi. Tak samo jak gadanie lekarzy, że powinnam uzbroić się w cierpliwość. Słyszałam, że jestem zdrowa, więc to może być jedynie silny stres z powodu wielkiego „chcenia”. Nie takich rad oczekiwałam. Chciałam przepisu na dziecko – oświadcza. Długo nie mogła uporać się z myślą, że natura ma gdzieś jej plany. – Byłam głupia. Macierzyństwo traktowałam nie emocjonalnie, lecz jak plan do zrealizowania. Chyba dlatego natura dała mi kopniaka – opowiada. Walczyła z nią jeszcze przez kilkanaście miesięcy, a potem, choć to nie w jej stylu, poddała się. – Skorygowałam swój plan. Wyrzuciłam z głowy myślenie o macierzyństwie. Znalazłam nowy cel: podróże. Zwiedziłam Europę, szykowałam się na podbój Ameryki. Nic z tego jednak nie wyszło. Zaszłam w ciążę. Nie myślałam, że będę taka szczęśliwa.

Iza@: Najlepszy sposób na wyluzowanie się to praca. Wiem coś o tym. Jestem nauczycielką. Zaczęliśmy myśleć o dziecku w maju, bo zaraz wakacje i dużo czasu na seks. Nadszedł wrzesień: wywiadówki, sprawdzanie zeszytów, a między obowiązkami szybkie numerki. I co? Będę mamą!

ZNANI, KTÓRYM NIESPODZIANIE SIĘ UDAŁO
Agata i Marek Kościkiewiczowie
Znany muzyk i jego żona adoptowali Jasia (na zdjęciu po prawej), gdy po długich staraniach okazało się, że nie mogą mieć dziecka. Przyczyna niepowodzenia: rodzaj uczulenia krwi na krew, niepokonana mimo szczepionek. To było cztery lata temu. Dwa lata później, ku ogromnemu zdziwieniu obojga, jak i lekarzy, okazało się, że ich rodzina się powiększy. 8 marca 2005 r. na świat przyszedł ważący blisko 3 kg Mikołaj Kościkiewicz (na zdjęciu na rękach mamy). Szczęśliwi rodzice przyznają: cud narodzin Mikołaja miał miejsce dzięki cudowi pojawienia się w ich życiu Jasia…

NASZ EKSPERT RADZI
Halina Piasecka
psycholog z warszawskiej kliniki leczenia niepłodności „Novum”
Jak ważny jest czynnik psychiczny w zajściu w ciążę?
❚ Wiemy od jakiegoś czasu, że istnieje związek między niepłodnością a poziomem stresu u kobiet. Człowiek jest jednością psychofizyczną. Emocje prowadzą do zmian w poziomie hormonów, wysokości ciśnienia czy zmian w rytmie bicia serca. Należy więc się zastanowić, czy zdiagnozowane przez lekarza zaburzenia organiczne nie wiążą się z jakimś czynnikiem psychicznym: podświadomym lękiem przed dorosłością, konfliktami z bliskimi, niepewnością co do wyboru partnera lub przyszłości zawodowej… Takie problemy są często źródłem stresu. Depresja jest także czynnikiem zmniejszającym szansę na pokonanie niepłodności. Dlatego uważam, że dwoje ludzi starających się o dziecko albo rozpoczynających leczenie powinno skonsultować się z psychologiem. Zawsze warto nauczyć się zapobiegać negatywnym skutkom nadmiernego napięcia, znaleźć sposób na relaksację i ją praktykować. I szukać wsparcia w bliskich. ❚

Marta, 31 lat
Chce dziecka, ale boi się, że umrze podczas porodu
Na forum internetowym e-mama, który odwiedza już od roku, podpisuje się nickiem „Przerażona”. – Ten pseudonim bardzo do mnie pasuje – wyjaśnia Marta, mężatka od trzech lat, bezdzietna (ku niezadowoleniu męża i rodziny). Czym „Przerażona” jest tak przerażona? Perspektywą… porodu. – Wiem, to dziwne. Tyle kobiet rodzi i nie narzeka. Może jestem jakaś niewydarzona? – zastanawia się. – Bardzo chciałabym mieć dziecko. Naprawdę bardzo! Ale gdy pomyślę, że najpierw trzeba przeżyć poród, zaczyna mnie boleć brzuch i mdli mnie ze strachu – wyznaje. – Nie wyobrażam sobie, że będę potrafiła przeżyć taki ból, i to chyba sprawia, że jeszcze nie zaszłam w ciążę. Najlepiej byłoby, gdybym wpadła, wtedy nie będzie odwrotu. Ale to raczej niemożliwe: lęk przed rodzeniem nie pozwala mi zapomnieć o antykoncepcji – opowiada. Marta doskonale wie, skąd się w niej wzięła ta fobia. – Z pracy – tłumaczy. Jest położną, od kilku lat pracuje na oddziale położniczym dużego krakowskiego szpitala. – Boże, na co ja się napatrzyłam. Ból, komplikacje, rozpacz przyszłych matek, bezradność lekarzy. Coś strasznego. Nigdy nie wiadomo: akcja zakończy się szczęśliwie czy trzeba będzie ratować cesarką matkę i jej dziecko. Raz widzę radość, innym razem dramat. Natura jest nieprzewidywalna. Boję się, że mogę umrzeć podczas porodu. Nie ufam już żadnemu lekarzowi – podkreśla. Mąż Marty rozumie jej lęk, lecz powoli zaczyna tracić cierpliwość. – Każdego dnia słyszę, że już powinniśmy mieć maleństwo. Wiem, że z czasem będzie jeszcze bardziej nalegał, a ja truchleję na samą myśl o porodzie. Kocham go i chcę dać mu szczęście, ale czy podołam? – zastanawia się. – Najgorsze, że seks w ogóle przestał mnie cieszyć, bo przecież skoro mąż chce dziecka, a ja się tego boję, to muszę ukrywać przed nim, że się zabezpieczam. I źle mi z tym, że go oszukuję. Powinnam wybrać się do dobrego psychologa, wiem. Pójdę, na pewno. Ale jeszcze nie jestem gotowa.

Aneta@: Poroniłam w siódmym tygodniu. Lekarz powiedział, żebym jak najszybciej rozpoczęła starania o kolejne dziecko, bo jak będę z tym zwlekać, może włączyć się blokada psychiczna. Boję się tego.
NIEPŁODNOŚĆ…
To już choroba społeczna, uznała Światowa Organizacja Zdrowia. W Europie cierpi na nią ponad 13% osób w wieku rozrodczym. W Polsce – co piąta para.
90% przypadków to najczęściej: zaburzenia hormonalne, błędy w budowie anatomicznej, niedrożność jajowodów. Równie często za kłopoty z zajściem w ciążę odpowiada niedostateczna ilość i jakość plemników w męskim nasieniu.
10% bezdzietnych par cierpi na niepłodność niewyjaśnioną (idiopatyczną). Coraz częściej się zakłada, że może mieć ona podłoże psychiczne.

Dominika, 33 lata
Przez kilka lat starałam się o dziecko z mężem. Wystarczyła jedna noc z kochankiem…
– Przez cztery długie lata starałam się zostać mamą – opowiada swoją historię. – Moje trzy starsze siostry są wręcz obsypane potomstwem. Tylko ja jedna nic. Zaraz po ślubie odstawiłam tabletki. Ale gdy kilka miesięcy później dalej nie byłam w ciąży, zaczęłam rajd po lekarzach. Czego to nie zbadałam! Każde odstępstwo od normy wyleczyłam. Zaciągnęłam i męża do lekarza. Diagnoza: chłop na schwał, ilość, ruchliwość i kształt plemników w normie. Może za bardzo chciałam? – mówi. – Nie było dnia, bym nie zadręczałam się: „Jaki mam feler?”, i obwiniałam lekarzy, że nie umieją mi pomóc. Temat dziecka stał się obsesją, przyznaje Dominika. – Skończył się frywolny seks, zaczęła żmudna prokreacja. Czasem w histerii ściągałam Marka z pracy, że już, już musimy odbyć stosunek. Po którym trzymałam nogi w górze, tak na wszelki wypadek… – wspomina cierpko. Ileż ludowych pomysłów wprowadzała w życie. Ona, racjonalna pani inżynier! – Seks przy lustrze, bo „zwiększa szanse”; smarowanie okolic intymnych kamforą, by „rozruszać plemniki”… Byłam ogłupiona i sfrustrowana. A Marek coraz bardziej zły. – Kiedyś wykrzyczał, że traktuję go jak instrument do robienia dziecka, i to zawodny. Oddalaliśmy się od siebie… A ja tak bardzo szukałam czułości, zrozumienia – mówi. Znalazła je. U kolegi z pracy. Historia banalna: przypadkowe spotkania na kawie, potem coraz cieplejsze e-maile. – Nie mam natury ladacznicy – broni się Dominika. – Nic by między nami się nie wydarzyło, gdyby raz nie odwiózł mnie do domu. Mąż służbowo wyjechał, byłam sama. A Piotr zabrudził ręce, chciał je umyć. Nie wiem, kiedy mnie dotknął, pocałował… i stało się. Nie pomyślałam o zabezpieczeniu – gładzi się po wielkim brzuchu. Wyrzuty sumienia przyszły rano. Miesiąc później także obrzmienie piersi i mdłości. – Złośliwość losu! Tak się starałam z mężem, i nic, a jedna chwila zapomnienia, i jest człowiek – zamyśla się. – Miałam, na przemian, poczucie euforii i życiowej klęski. Mąż odszedł, a Piotr się wystraszył. Cóż, mam za to wymarzone dziecko. I nauczkę, by niczego nie pragnąć za bardzo.

Patrycja, 38 lat
Czułam, że mąż nie chce drugiego dziecka
– Nie wiem, jak to możliwe, ale zaszłam w ciążę dopiero, gdy mąż zgodził się na drugie dziecko. Wcześniej mówił: jeszcze nie teraz, musimy zrobić remont łazienki, a poza tym, czy ty na pewno chcesz znowu wracać do pieluch? – opowiada Patrycja. Ich syn skończył właśnie jedenaście lat, córeczka – trzy miesiące. – Marzyłam o drugim dziecku od dawna. Dla mnie duża rodzina to podstawa: wychowywałam się z czwórką rodzeństwa – mówi. – Poza tym miałam wygodny dom, mąż dobrze zarabiał. Moja kwiaciarnia też nieźle prosperowała. Stabilizacja, poczucie bezpieczeństwa, poukładane życie… Ale czegoś brakowało. Coraz bardziej tęskniłam za małym człowieczkiem do przytulania – wyznaje. Jej tęsknota przybrała na sile, gdy syn zaczął dorastać. – Nie chciał już całusów na dobranoc, a przytulenie go, zwłaszcza przy kolegach, było wykluczone – śmieje się. – Zaczęłam rozmawiać z mężem o maluszku. Szczerze wyznał, że polubił wygodne życie i chyba nie ma ochoty go zmieniać. Stwierdził: „Ale jeśli to cię uszczęśliwi, to się zgadzam”. Czułam jednak, że on nie ma na to ochoty. Mój organizm także – mimo że nie stosowaliśmy żadnych zabezpieczeń, ciąża się nie pojawiała. Może dlatego, że mąż jej nie chciał? – zastanawia się. – Przełom nastąpił, gdy któregoś wieczoru oglądaliśmy zdjęcia syna. Wspominaliśmy jego poród, pierwsze kroki, spacery. I Paweł się wzruszył. Powiedział: „Jestem gotowy na drugie dziecko” – Patrycja uśmiecha się radośnie. – Niedługo potem zaszłam w ciążę. Czyżby zapłodniła mnie jego akceptacja?
NASZ E KSPERT RADZI
Krzysztof Dynowski
dr. n. med., ginekolog, endokrynolog, położnik
Kiedy wiadomo, że problem z zajściem w ciążę leży tak naprawdę w głowie?
Już podczas wizyty w gabinecie. Kiedy w normie są hormony i budowa anatomiczna, jajowody drożne i nie ma też zastrzeżeń do męskiej płodności, możemy podejrzewać, że blokada tkwi w psychice. Nieraz kobiety, decydujące się zostać mamami, same robią u siebie rozpoznanie niepłodności, bo po kilku miesiącach starań test wciąż pokazuje jedną kreskę. I wskutek stresu zaczynają mieć z tym rzeczywisty problem. Niekiedy blokada wynika z poczucia winy, że jeszcze nie jest się w ciąży, o którą przy każdej okazji wypytuje rodzina. Dlatego powtarzam pacjentkom: o problemie można mówić dopiero, gdy po roku regularnego i częstego współżycia (2–3 razy w tygodniu!), bez zabezpieczeń, nie dochodzi do zapłodnienia. A po drugie: nie należy chodzić do łóżka z kalendarzykiem czy termometrem. Nie wolno stresować się koniecznością zbliżenia. Trzeba czerpać z niego radość. Nie ma nic gorszego od skupienia się na „robieniu dzidziusia”.

Claudia 10/07
  
Electra20.04.2024 07:52:49
poziom 5

oczka

Przejdz do góry stronyStrona: 1 / 1    strony: [1]

  << Pierwsza      < Poprzednia      Następna >     Ostatnia >>  

HOME » PROBLEMY Z ZAJŚCIEM W CIĄŻĘ » GŁOWA NIE POZWALA MI ZAJŚĆ W CIĄŻĘ

Aby pisac na forum musisz sie zalogować !!!

TestHub.pl - opinie, testy, oceny


BanMax.com - skuteczna reklama - wymiana bannerowa Najlepsze fora w Sieci!