Recetpa na nieśmiałość?
Znalazłam ciekawy artykuł w necie. Wiele w nim prawdy i dlatego go wklejam.

Wydawać by się mogło, że obecnie coś takiego jak nieśmiałość nie istnieje. Wszystko przecież wolno, nie istnieją żadne tabu, jest internet, gdzie każdy, nawet najbardziej nieśmiały, odnajdzie bratnią duszę i wyrzuci z siebie frustracje i lęki. A jednak...

Wpędzeni w nieśmiałość

Człowiek jest nieśmiały, bo taki się urodził. Czy to prawda? Chyba nie do końca. Każdy z nas rodzi się wolny i od otocznia zależy, czy nadal będzie wolny, czy też narzuci się mu kajdany nieśmiałości i uczyni się z niego niewolnika. Tymi, którzy najczęściej onieśmielają własne dzieci, są ich rodzice.

- Miałem przechlapane - mówi Marek. - Od dzieciństwa byłem energiczny i bystry, wszystko mnie interesowało i wszystko chciałem wiedzieć, wszystkiego dotknąć. Nie pamiętam momentu, kiedy zacząłem obrywać po głowie za jakieś zachowania. Pamiętam tylko, że za to, co wydawało mi się zwyczajne, moi rodzice karcili i karali mnie, wymawiając słowa z jadowitym sykiem. Szliśmy do znajomych, a ja bawiłem się szelką i nawijałem ją na palec - kara, pobiegłem pierwszy do pokoju moich kuzynów rówieśników, zamiast puścić ich przodem - kara, nie powiedziałem głośno "dzień dobry, ciociu", tylko burknąłem coś pod nosem - kara. Jako nastolatek byłem tak przerażony światem, że chciałem popełnić samobójstwo. O tym, żeby odezwać się do dziewczyny, nie było mowy.

Człowiek nieśmiały milczy, kiedy inni rozmawiają, stoi, kiedy inni biegają lub żywo gestykulują, nie potrafi nawiązać kontaktu z innym człowiekiem, tylko czeka, aż ktoś nawiąże ten kontakt z nim. I najprawdopodobniej nigdy się nie doczeka. Nikt bowiem nie lubi nieśmiałych i nieśmiałości nie rozumie, a najmniej rozumieją ją ludzie śmiali i łatwo nawiązujący kontakty z innymi. Tacy, jakimi chcieliby być wszyscy, którzy stoją w kącie i gryzą chusteczkę.

- Przez całe życie gryzłam chusteczkę - mówi Ewa. - Nie wiem, dlaczego to robiłam, coś we mnie krzyczało, że nie mogę inaczej, że kiedy podejdę do kogoś i coś powiem, to niebo zawali mi się na głowę. Zawsze mi wmawiano, że moje sprawy, moje życie to margines, obrzeża życia rodzinnego, którego główny nurt toczy się gdzieś wokół pracy ojca i życia towarzyskiego mamy. Żeby była jasność - nie jestem zahukaną brzydulą ze wsi, tylko wysoką, szczupłą kobietą z dużego miasta. Ojciec lekarz, matka sędzia. Nienawidziłam swojej pozycji. Tak to trzeba nazwać - pozycja społeczna. Nienawidziłam, bo nie mogłam się bawić z dziećmi "gorszymi" od siebie. Mogłam tylko patrzeć, jak biegają szczęśliwe po osiedlu i śmieją się coraz głośniej i głośniej.

- Nie wiem, czy nieśmiałość sama w sobie jest chorobą, czy tylko towarzyszy innym zaburzeniom, trudno to określić - mówi psycholog Ewa Pelc. - Nieśmiałość może towarzyszyć depresji. Pojawiają się głosy, by traktować nieśmiałość jak jednostkę chorobową. Moim zdaniem raczej nieuzasadnione.

Ludzie wpędzeni w nieśmiałość żyją jak w więzieniu. Zdarza się jednak, że znajdują z tego więzienia jakieś wyjście.

- Znam ludzi, którzy byli mocno nieśmiali - mówi Ewa Pelc - i "leczyli" swoją nieśmiałość na dwa sposoby. Jedna z tych osób wpędziła się w alkoholizm, bo po paru kieliszkach nieśmiałość ulatniała się jak poranna mgiełka, a druga osoba została maniakalną perfekcjonistką. To, co robiła i robi, jest tak doskonałe, że każdy, kto ma z nią do czynienia, od razu robi się nieśmiały i boi się odezwać. Wiem, że jej to trochę pomaga, ale nieumiejętność nawiązywania kontaktów z ludźmi i lęk pozostały.

Biblioteka czy apteka?

Nieśmiałość to wdzięczny temat literacki. Pojawia się już u Homera, a młodzieńcza nieśmiałość towarzyszy literaturze przez stulecia. Dziś jakby trochę mniej, ale może to dlatego, że słabo by się sprzedawała. Nieśmiałość dawniej była problemem związanym z dojrzałością, problemem, który znikał, kiedy młody człowiek nabierał ogłady i był wprowadzany w życie dorosłych i w ich świat. Dziś nikt nie wprowadza młodych w żadną dorosłość. Przeciwnie, najlepiej, by młodzi pozostali młodzi przez cały czas, najlepiej, by pozostali ze swą młodością (szybko się starzejącą) zupełnie sami, bez oparcia i wskazówek. Dziś nieśmiałość jest problemem każdego wieku i zaczynamy ją traktować jak chorobę. W 1998 roku jedna z firm farmaceutycznych wypuściła na rynek preparat, który okrzyknięto lekiem na nieśmiałość. Słowo "nieśmiałość" nie pojawiło się jednak w ulotce leku, a przedstawiciele firmy twierdzili, że lek jest przeznaczony dla ludzi cierpiących na fobię społeczną, czyli z grubsza rzecz biorąc niemożność nawiązywania normalnych, poprawnych i otwartych relacji z otoczeniem. Jedno od drugiego różni się tym, że człowiek nieśmiały, jeśli dać mu okazję do długotrwałych kontaktów z jakąś osobą, w końcu nieśmiałość przełamie i "oswoi się". Człowiek dotknięty fobią społeczną za każdym razem będzie odczuwał lęk przed otoczeniem, nawet dobrze znanym.

Skąd się bierze nieśmiałość?

Amerykańscy badacze twierdzą, że decydują geny i wychowanie. Istnieje podobno gen nieśmiałości, który powoduje, że niektóre dzieci są bardziej podatne na nieśmiałość, a inne mniej. Jeśli te bardziej podatne mają zestresowanych rodziców, którzy bez przerwy się martwią o siebie i swoją pracę, a także o to, by ich dziecko było bezpieczne i nienarażone na niebezpieczeństwa świata, to mamy sytuację, w której na pewno wychowa się człowiek nieśmiały.

Przekładając to na nasze realia: bywa tak, że rodzice, chcąc zapewnić dziecku bezpieczeństwo, wychowują je w permanentnym strachu przed wszystkim i wszystkimi. Dziecko takie nie wie, co to znaczy normalnie się odezwać w towarzystwie, zrobienie zakupów to dla niego problem nie do rozwiązania. Są jednak sytuacje jeszcze gorsze, zbliżone do tego, co opowiedział pierwszy bohater tekstu: rodzice próbują walczyć ze swoimi zahamowaniami i z własną nieśmiałością kosztem dziecka. Dorośli ludzie, którzy okropnie się boją, chcą mieć obok kogoś, kto boi się jeszcze bardziej i w dodatku jest od nich całkowicie zależny.

- Nie jestem już młody - mówi Jarek. - Mam jakieś przemyślenia dotyczące nieśmiałości i w ogóle życia w polskich rodzinach, chyba są one sensowne. Przez wiele lat borykałem się z problemem nieumiejętności nawiązania kontaktów z ludźmi. Piłem, potem się leczyłem i zaczynałem od nowa. Myślę, że przyczyna leży w tym, że w Polsce nie istnieje coś takiego jak stabilizacja społeczeństwa. Od 50 lat, od wojny, pod cienką warstewką pozornego spokoju ciągle coś się rusza, coś kipi. Ludzie niby zakładają rodziny, niby zarabiają pieniądze, niby się stabilizują, ale jest lęk wynikający z głębokiego poczucia tymczasowości tego wszystkiego. Psychologowie pewnie by mnie zakrzyczeli, ale ja mam takie zdanie. Moi rodzice to byli ludzie z awansu społecznego. Przyjechali do miasta ze wsi i cały ich wysiłek życiowy szedł w tym kierunku, by jak najszybciej upodobnić się do otoczenia. Kiedy moi koledzy, krakusy z dziada pradziada, śmiali się i wygłupiali, ja stałem jak kołek, bo "to nie wypada", bo pomyślą, że jestem ze wsi. Tak to z grubsza wygląda.

No cóż, każdy podaje jakieś wytłumaczenie, które jest komentarzem jego własnej sytuacji. Może jednak nie jest tak, jak mówi Jarek, może chodzi o to, że współczesny, pędzący na oślep świat ogranicza kontakty międzyludzkie do zdawkowych i płytkich rozmów, które zastępują autentyczny kontakt z drugim człowiekiem? Sytuacja taka nie sprzyja nieśmiałym, spycha ich na margines i nie daje szans. Człowiek nieśmiały potrzebuje czasu, by nawiązać kontakt z innym człowiekiem, a tego właśnie mu się odmawia. Toczące się wokół życie oferuje tysiące możliwości, ale tej najbardziej pożądanej - nie. Co w takim razie zrobić, kiedy człowiek nie potrafi wykrztusić z siebie pięciu słów w obecności obcych i nie pomagają leki ani terapia indywidualna?

Amerykanie twierdzą, że trzeba starać się modyfikować swoje zachowania w zależności od własnego temperamentu i sytuacji, w jakiej się znaleźliśmy. Mądrale! Jak to zrobić?

Tomasz Wesołowski

źródło: http://www.wiadomosci.o2.pl


  PRZEJDŹ NA FORUM