Życie po wypadku
Witam. Jestem tu nowa. MAm na imię Amelia i chętnie podziele się z Wami swoja niedawno przeżytą historia. Niedawną bo wydarzyla sie ona 12 maja tego roku. Osoby bliskie doradzily mi abym podzielila sie wlasnym przezyciem i to w jakims stopniu powinno pomoc...mam taką nadzieję.
A więc W drodze powrotnej z komunii bedąc w miejscowosci Okonek wjechal w nas samochod... jechalismy cala rodzina na dwa samochody. dziadkowie jadacy z przodu uciekli zjezdzajac do rowu...my nie mielismy szczescia. Jechala 150/h wiec zderzenie bylo tragiczne.
Dzieki bogu nikomu innemu nic sie nie stalo tylko mi. akurat spalam trzymajac glowe na szybie. Uderzyla w moja strone.Akcja byla szybka na miejscu byl sanitariusz jadacy prywatnym samochodem.Udzielil mi reanimacji. Dzieki nie mu przezylam. Przewiezli mnie helikopterem do Szpitala. Dwa dni mam wyciete z pamieci. Doznalam bardzo powaznych obrazen glowy i szkodzony kregoslup. Powoli dochodze do siebie...moge juz mowic, chodzic...
Problem jest z psychika. Boje sie zasnac w nocy, boje sie ze juz sie nie obudze, ze nie bede mogla powiedziec ostatni raz ,,kocham", ze ominie mnie cos bardzo waznego. Przed wypadkiem mialam wiele kompleksow...po wypadku...gdy mam rozlegle blizny na buzi czuje sie fatalnie....zreszta to slowo nie jest w stanie opisac tego co czuje. Tak wiele jest ludzi nie szanujacych zycia...ja sama taka bylam, lubilam ryzyko...teraz to wszystko uleglo calkowitej zmianie. dostalam drugie zycie a tak nie wiele brakowalo a by mnie juz nie bylo na tym swiecie...jestem za to wdzieczna ze zyje ale gdy juz zyje stawiam sobie wyzej poprzeczke... dlaczego ja? dlaczego jestem tak oszpecona? co zlego zrobilam? dlaczego zycie jest takie niesprawiedliwe? Jest tak wiele pytan a tak malo odpowiedzi...


  PRZEJDŹ NA FORUM