O zbawiennych skutkach zakopywania się w ziemi
Natura stworzyła nas jako zwierzęta naziemne: nie latamy ani nie skaczemy wysoko. W wielu językach słowa "człowiek" i "ziemia" brzmią podobnie: po łacinie homo i humus, po litewsku żmuo i żeme. Mówimy o przywiązaniu do ziemi ojców, a nawet o "zakorzenieniu" lub "wrośnięciu w ziemię". Tymczasem jakże często daleko jesteśmy od ziemi. Mieszkamy w wieżowcach, stąpamy po podłodze albo po chodnikach, które nas od niej izolują. Podobnie jak koła samochodów, buty i wysokie obcasy.

Jesteśmy oderwani od ziemi.
Tymczasem aby odczuć jej moc i pobrać z niej energię, trzeba do niej wrócić. Nasi przodkowie intuicyjnie stosowali zabiegi pozwalające na łączność z żywiołem Ziemi. Słowianie, na przykład, modlili się, leżąc: kładli się na plecach na gołej ziemi, mając w ten sposób zjednoczone z nią ciało, a twarz skierowaną ku niebu w całej jego okazałości. To była pozycja, w której człowiek najpełniej wpasowywał się w wielką budowlę wszechświata!
Czasem nieświadomie robimy to samo, przede wszystkim latem, kiedy leżymy na plaży. Ale to za mało. Żeby w pełni poczuć moc ziemi, trzeba ją akceptować nie tylko wtedy, kiedy jest rozgrzana słońcem, ale także wtedy, kiedy jest chłodna, wilgotna i kiedy brudzi żyzną próchnicą.

Najpierw pogrzeb, potem zmartwychwstanie

Najefektywniejszą praktyką korzystania z uzdrawiającej mocy ziemi jest zakopywanie się w niej. Wielu ludziom natychmiast kojarzy się to z grobem, śmiercią, pogrzebem... Wywołuje u nich reakcję niechęci lub wręcz przerażenia. Słynny amerykański szaman, Victor Sanchez, który jako pierwszy wprowadził tę praktykę do swoich warsztatów, nazwał ją "pogrzebem wojownika". To rzeczywiście jest pogrzeb, ale taki, po którym następuje zmartwychwstanie.
Grzebiąc się, oddajesz ziemi swoje troski, żale, napięcia, choroby, wszystko, co złe w Twoim ciele, duszy i karmie. Ziemia to wszystko wchłonie - ma nieskończoną zdolność pochłaniania i neutralizowania wszelkiego zła. W zamian obdarzy Cię nową mocą - jeśli tylko zechcesz tę moc przyjąć.
Wchodzimy do "grobu" z określoną intencją. Na przykład po to, żeby pozostawić w nim swoje troski i urazy psychiczne. Aby nabrać sił koniecznych do wyzdrowienia. Aby zmienić swoje życie, skierować je na inny tor. Aby pogodzić się z samym sobą. Aby uzyskać jasność w dręczącej sprawie (podczas leżenia pod ziemią niesamowicie wyostrza się intuicja).

W "grobie" rodzą się wizje
"Pogrzeb wojownika" jest potężną praktyką inicjacyjną. Inicjacje u dawnych ludów polegały na przeżyciu własnej śmierci i odrodzeniu się jako nowy człowiek. Zakopywanie się w ziemi spełnia te kryteria. Jama, do której wchodzimy, wyobraża grób i zarazem łono matki (Matki-Ziemi!). Wyjście z grobu, które następuje zwykle o poranku, gdy rodzi się nowy dzień, kojarzy się z narodzinami i zmartwychwstaniem. Nasza podświadomość jest niezwykle czuła na tego typu bodźce i pełniej, mocniej przeżyje to doświadczenie niż nasz świadomy, krytyczny i ograniczony umysł.
Podobną inicjacyjną praktyką u Indian jest poszukiwanie wizji. W tym celu udają się na kilka dni w odludne miejsca, gdzie nie śpią, nie jedzą i nie piją, modląc się do swoich świętych mocy i czekając na pojawienie się wizji. Dziś, kiedy na zachodzie Ameryki trudno znaleźć bezludzie, w plemieniu Lakota zaczęto praktykować poszukiwanie wizji pod ziemią, to znaczy w uprzednio wykopanym dole.
O dobroczynnym działaniu grobu wspominał też słynny czarownik Juan Matus, nauczyciel Carlosa Castanedy.

Wędrówki do innych światów
Leżąc w "grobie", łatwo - niemal automatycznie - wchodzi się w wizyjne, transowe stany umysłu. Niezwykle wyostrzają się zmysły - zapewne dzięki temu, że w dole jest ciemno, ciało jest nieruchome, a ziemia tłumi dźwięki.
Wiele osób opowiadało, że miało wtedy wrażenie, iż - mimo otaczających je ciemności - w jakiś dziwny sposób "widziało" otoczenie wokół swego "grobu". Słyszało też dźwięki z miejsc odległych o wiele kilometrów, jak również dźwięki, których w rzeczywistości nie było! Na jednym z moich warsztatów kilkoro ludzi jednocześnie słyszało bębnienie i pieśni, chociaż na pewno nikt nie bębnił ani nie śpiewał.

W grobie zanika granica między jawą a snem. Odbywa się wędrówki po dziwnych miejscach, wydaje się, że wyłazi się z jamy, chodzi po okolicy (która jest jednak inna!), wraca się pod ziemię - i ocyka się ze zdziwieniem, że to jednak był sen. Coś dziwnego dzieje się też z czasem - skraca się lub wydłuża.

Najważniejsze są jednak myśli, uczucia i idee, które rodzą się w "grobie". Podziemna medytacja przyspiesza procesy umysłowe i w ciągu jednej nocy w mózgu wykluwają się takie pomysły i przedstawienia, na które w normalnym życiu trzeba by czekać nawet kilka lat.
Niektórzy uczestnicy nie chcieli mówić o tym, co przeżyli w "grobie", tłumacząc, że były to rzeczy zbyt osobiste. Niektórzy nie wynieśli stamtąd wielkich wrażeń, ale kilka dni po wyjściu z jamy zaczynały się w ich życiu ważne zmiany.
Zakopywanie się w ziemi to praktyka o olbrzymiej mocy, w związku z czym nie należy jej zbyt często powtarzać.

Jak przygotować swój "grób"

Wykop dół na swój rozmiar - tak żeby można się w nim było wygodnie położyć, wyciągnąć, rozprostować nogi i obrócić się na drugi bok. Następnie przykryj ten "grób" gałęziami, ziemią i darnią. Możesz też rozłożyć na gałęziach tkaninę i dopiero na to dać ziemię, żeby nie sypała się na Ciebie, kiedy będziesz już w jamie. W nogach zostaw otwór wentylacyjny i zamaskuj go wiązką trawy, aby do dołu dostawało się powietrze, ale światło - już nie. Przygotuj wreszcie koc czy inną grubą płachtę, którą zakryjesz otwór wejściowy. Możesz też kogoś poprosić, aby Ci pomógł i uszczelnił jamę, kiedy Ty będziesz już w środku.
Ciała nie przysypujemy bezpośrednio ziemią - ten dół to raczej dość ciasne podziemne pomieszczenie, w którym mamy dobre warunki do skupienia i medytacji. Najlepiej byłoby leżeć w "grobie" na gołej ziemi, ale w naszym chłodnym klimacie polecałbym jednak położenie się na karimacie, kocu czy innej podkładce, jednak nie za grubej.

Z tego samego powodu raczej należy być ubranym (choćby w piżamę) i przykrytym, a nie leżeć nago, jak zaleca Victor Sanchez, który pracuje na południu USA, gdzie jest znacznie cieplej niż u nas.
Jak długo leży się w grobie? Na moich warsztatach zwykle jedną noc, od sześciu do dwunastu godzin. Sanchez urządza pogrzeby całodobowe, a nawet trzydniowe. Zasada jest taka, że jeśli ktoś raz z "grobu" wyjdzie, już do niego nie wraca.

Praktyki grobowe można odbywać w pojedynkę, można z czuwającym przez cały czas asystentem, najlepiej takim, który sam już kiedyś wykonywał takie ćwiczenie. Można też kłaść się do grobu w kilka czy kilkanaście osób na jednym polu - oczywiście każdy w osobnej jamie i w takiej odległości od siebie, żeby się wzajemnie nie słyszeć.
"Grób" trzeba wykopać na swój rozmiar, aby można było się w nim wygodnie położyć.

Wojciech Jóźwiak


  PRZEJDŹ NA FORUM