Toksyczni rodzice
Nie piją, nie szlajają się po ulicach, nie zostawiają swoich dzieci bez opieki nawet na pięć minut. Przeciwnie - opiekują się nimi... aż do bólu. Potem tę opiekę ich dzieci odchorowują przez całe życie.

Toksyczna mamusia

- W domu wszystko musiało być pod linijkę - mówi Maciej, czterdziestoletni informatyk. - Kiedy matka wracała z pracy o szesnastej, mieszkanie miało być wylizane. Wysprzątane podłogi, umyte naczynia, ubrania poukładane w szafach; w łazience nie mógł się znaleźć nawet paproszek. Matka zawsze jednak wymyślała jakiś powód do wyżywania się na mnie. "Książki nie spakowane" - chodziło o zawartość mojej torby przygotowanej do szkoły. Albo "frędzle nie wyczesane!" - tym razem miała na myśli frędzle dywanu w pokoju stołowym; czesałem je grzebieniem, żeby mama była zadowolona.

Ale zawsze znalazła coś, do czego można było się przyczepić. A to drobinka kurzu pod zlewem, a to nie do końca wymyty kubek. Horror!

Gdy zacząłem mieszkać sam i już studiowałem, miała w zwyczaju wpadać z niezapowiedzianą wizytą i sprawdzać, czy wszystko w porządku. Kiedyś znalazła w pralce damskie majtki.
- Co to jest!? - zagrzmiała.
- Nie wiem, skąd się tu wzięły - odpowiedziałem przerażony; mój współlokator też nie potrafił wyjaśnić pochodzenia znaleziska. Dopiero po dwóch tygodniach zadzwoniła do mnie i na podstawie oględzin majtek przyznała, że to są jej majtki, które wrzuciła do naszej pralki podczas poprzedniej wizytacji. Do dzisiaj nie chcę jej widzieć w moim domu.

Toksyczny tatuś

- Nie pił, nie palił. Na pozór był przykładnym obywatelem. Był wzorowym oficerem i robił zawrotną karierę w wojsku - opowiada Wojtek, dziennikarz z Poznania. - Z zewnątrz wyglądało na to, że byliśmy wzorową rodziną. Niedzielne spacerki, obiady w restauracji itd. Mało kto z moich kolegów wie, że w zaciszu domowego ogniska rozgrywała się jatka. Tak naprawdę ojciec nie tylko znęcał się nade mną, ale i bił mamę na moich oczach. Traktował mnie jak śmiecia. "Co ty, gówniarzu, będziesz się tu mądrzył, bo ci przyp...! Ty ch...! Złośliwy sk...nu! Bo jak cię smarnę, to pojęczysz!" - tak zwracał się do mnie, kiedy miał zły humor. Rytuałem były egzekucje na tapczanie na wniosek mojej matki. Kazał mi zdejmować spodnie i kłaść się na tym nieszczęsnym tapczanie. Potem było długotrwałe bicie pasem. Nawet nie bolało, ale upokorzenie było tak wielkie, że do dzisiaj nienawidzę tego człowieka. Nienawidzę też tej cynicznej jędzy, która twierdzi, że jest moją matką. Nie utrzymuję z nimi żadnych kontaktów, odkąd stałem się samodzielny. Długo musiałem nad sobą pracować, żeby ten wzorzec postępowania odrzucić we własnym życiu. Mam normalną rodzinę, kocham swoją żonę. Zdarza się, że się kłócimy, ale nigdy się nie bijemy i nie stosujemy przemocy. Moja "rodowa tradycja" nie przetrwała.

Toksyczna rodzina

- Tomek, ratuj! On wyrzucił mnie z domu. Roztrzaskał na schodach moje radio i obrazy namalowane przez przyjaciół z uczelni, zabronił mi wracać - taką wiadomość usłyszałem od mojej koleżanki z drugiego końca Polski, producentki jednego z popularnych programów TVP. Jej mąż to reżyser filmów dokumentalnych. Co tydzień w niedzielę wsiadają do swojego terenowego jeepa i jadą na mszę do pobliskiego kościoła. Wszyscy w parafii ich szanują. W środowisku krakowskich intelektualistów cieszą się poważaniem. W Warszawie też mają dobrą opinię szanującej się rodziny.

Kiedyś jednak jej mąż zadzwonił do mnie - nie wiem, skąd miał mój numer telefonu - i powiedział: "ty sukinsynu z Trójmiasta, jeśli nie przestaniesz rozmawiać z moją żoną, to cię odstrzelę!".

Do dzisiaj są "zgodną" parą, choć na szczęście nie mają dzieci. Gdyby mieli, pewnie przeżywałyby to samo co Maciej i Wojtek. Często w tak zwanych dobrych rodzinach kwitnie przemoc, agresja i pogarda dla drugiego człowieka.

Co na to nauka?

Wielu rodziców skrywa słowną tyranię pod maską opiekuńczości pozornie nie noszącej znamion przemocy. - czytamy w jednym z opracowań dotyczących przemocy. Rodzice w różny sposób usprawiedliwiają swoje okrutne i oczerniające uwagi, argumentują: "próbuję pomóc ci stać się lepszym człowiekiem" lub "świat jest bezwzględny, a my uczymy cię, jak w nim żyć". Ponieważ ten rodzaj tyranii przybiera ochronną maskę wychowania, dorosłemu dziecku jest szczególnie trudno uznać jej destrukcyjny wpływ. Młody człowiek skrzywdzone w ten sposób przez własnego rodzica zostaje trwale zraniony na długie lata Dorastając, dziecko zdaje sobie sprawę z ogromu krzywdy, jakiej doznało od własnych rodziców i nie potrafi wymierzyć im odpowiedniej kary, która mogłaby być adekwatna do zadanych mu ran.

Dramat dzieci z tak zwanych dobrych rodzin dokładnie zbadała Susan Forward, autorka książki Toksyczni rodzice.

Co zrobić, by wyzwolić się spod nacisku i wpływu toksycznych rodziców? Forward przedstawia w swojej książce rodzaje terapii, które stosuje, by pomóc osobom ciemiężonym przez własnych rodziców. Zwraca uwagę na to, że, aby móc uleczyć swój ból, niekoniecznie trzeba swym rodzicom robić krzywdę. Konieczne natomiast jest stawienie czoła problemowi, uznanie swojej niezależności, samookreślenie siebie i ustalenie, kto faktycznie jest odpowiedzialny za to, co się stało.

Nasi kochani truciciele

Susan Forward jasno definiuje postaci, które zatruwają nam dzieciństwo i młodość, a potem także dorosłe życie: Rodzice toksyczni to rodzice, których można określić mianem tyranów stosujących różne metody nękania swoich dzieci, może to być niszczenie słowem: przeklinanie, wyzywanie, poniżanie, wyśmiewanie, obelgi, obarczanie winą, wypominanie przeszłości, stwierdzanie, że żałują, że dziecko w ogóle się urodziło. Stanowi to często wynik rywalizacji z własnym dzieckiem, szczególnie gdy wchodzi ono w okres dojrzewania. Rodzice toksyczni nie potrafią wtedy cieszyć się sukcesami własnych dzieci, ale za wszelką cenę starają się być lepsi od swych pociech.

- Pamiętam, że kiedyś, gdy siedziałem z ojcem przed telewizorem, przypadkowo włączyłem kanał, na którym emitowano mój reportaż. Sam byłem zdziwiony, bo nie wiedziałem, że akurat będą go nadawali - mówi Tomasz, dziennikarz telewizyjny. - Stary siedział przed ekranem z kamienną twarzą, a po emisji mruknął tylko: "No, nie popisałeś się!" Sam kiedyś próbował napisać artykuł do "Magazynu Pszczelarskiego", ale odrzucili mu maszynopis.

Perfekcja do bólu

Toksyczni rodzice to perfekcjoniści, którzy nie dają dziecku prawa do błędu, stosują oprócz przemocy werbalnej także przemoc fizyczną, czyli bicie dziecka bez względu na faktyczne przewinienia czy ich brak, tłumaczą własne napady agresji tysiącem problemów, ranią dziecko tym, że nie reagują na krzywdy wyrządzane mu przez drugiego z rodziców, jest to tzw. tyrania pasywna.

- Ostatni raz dostałam od matki w papę, gdy miałam 28 lat - wspomina Magda, właścicielka gabinetu dentystycznego. - Nie bolało, ale upokorzenie było tak potworne... Wszystko widział mój młodszy brat. Ja byłam już sama matką, skończyłam studia na samych piątkach, nieźle radziłam sobie w Akademii Medycznej, gdzie pracowałam. Za co oberwałam? Za to, że "niewłaściwie" odezwałam się do matki. Ojciec dodał tylko: "no widzisz, może wreszcie czegoś cię to nauczy".

Bombardowanie miłością

Angielski termin love bombing (bombardowanie miłością) to określenie tego, co często stosują toksyczni rodzice. Potwierdza to Susan Forward i inni psychologowie. W rodzinach toksycznych często czułość i miłość przeplatane są przemocą, co powoduje dezorientację dziecka, nieumiejętność rozpoznawania prawdziwych emocji, nienawiść młodego człowieka do samego siebie, obarczanie siebie winą za napady agresji rodzica, zamknięcie się w sobie i chronienie rodzinnej tajemnicy.

- Za każdym razem, gdy w domu wybuchała awantura, a potem następował rozejm, matka obejmowała mnie i mówiła: "synku, przecież cię kochamy" - mówi Jarek (dziś ma 42 lata). - Tak mnie kochali, że aż bolało. Dzisiaj staram się ograniczać kontakty z nimi do minimum.

Nie wszyscy jednak zrywają kontakt ze swoimi toksycznym rodzicami. Są i tacy, którzy w poczuciu wpojonego obowiązku stają się rodzicami swoich rodziców. Dorota (menadżer z Sopotu), choć ma swoją szczęśliwą rodzinę, kochającego, odpowiedzialnego męża i tysiąc spraw na głowie, opiekuje się ojcem alkoholikiem.

- To prawda, że ten s... wyrządził mi wiele krzywd, ale to przecież mój ojciec. Moim obowiązkiem jest pomaganie mu. Podrzucam mu coś do jedzenia, czasem pożyczam pieniądze. Przecież nie mogę być wyrodną córką.

Niedojrzali rodzice doprowadzają do tego, że dziecko musi przejąć ich obowiązki, czasem następuje wręcz odwrócenie ról. Dziecko daje wsparcie emocjonalne rodzicowi, staje się matką swojej matki lub ojcem swojego ojca. W wyniku tego zostaje ono okradzione z dzieciństwa, staje się nad wiek dojrzałe.

Toksyczny oficer

Jest jeszcze inna kategoria toksycznych rodziców. On - oficer lub podoficer, w każdym razie twardy facet. Ona - całkowicie mu oddana i wypełniająca jego rozkazy. On nie pije alkoholu ani nie używa narkotyków, bo jest twardzielem. Ma też twardą rękę.

- Pamiętam, jak oznajmiłem mojemu ojcu, że wybieram się na saksy do Szwecji - wspomina Jacek ( 42 lata, dzisiaj właściciel agencji fotograficznej).
"Chcesz mi, k...a, karierę zepsuć!?" - zaryczał i rzucił we mnie małym, dziecinnym krzesełkiem mojej siostry. Na szczęście zdążyłem się uchylić i mebel roztrzaskał się o ścianę. Mimo strachu przed ojcem wyjechałem i w ciągu trzech miesięcy zarobiłem tyle pieniędzy, ile on zarabiał w rok. Nie żałuję.

Los dzieci w toksycznych rodzinach zagubionych w "leśnych garnizonach" to niezbadana tajemnica. Nie docierają tam ani psychologowie, ani policja.

Toksyczny marynarz

- Ojciec był marynarzem - mówi Monika (dzisiaj mieszka w Danii i ma szczęśliwą rodzinę). - Kiedy go nie było, wszystko szło normalnym trybem. Radziłyśmy sobie z mamą. Ja kończyłam studia - prawo. Ona dopracowywała się emerytury jako pielęgniarka w ośrodku zdrowia. Ale kiedy wracał z rejsu ojciec, zaczynało się piekło. Wszystko chciał ustawiać po swojemu, tak jakby wyszedł z domu wczoraj, a tymczasem nie było go przez kilka miesięcy.

- Mnie nie tykał, ale matkę tłukł ile wlezie za najdrobniejsze przewinienie. Musiałam na to wszystko patrzeć. Dzisiaj nie chcę tego wspominać

Toksyczna żona

- Moja żona jest, jak to się mówi, account managerem - zwierza się Wojtek. - Uważa, że "twardym trzeba być, nie miętkim". Jej zdaniem tylko twardzi ludzie poradzą sobie w życiu. Tak wychowuje dwójkę naszych dzieci. Jedno ma trzy lata, a drugie dopiero osiem miesięcy. Ja nie mam żadnego prawa, by w jakikolwiek sposób na nie wpływać, uczyć, wychowywać. No chyba że ona jest w pracy, ale ja też pracuję, więc nie mam szans. Kłopot w tym, że ja wychowałem się w takiej rodzinie, gdzie dominowała matka. Tato nie miał nic do powiedzenia. No i wpadłem z deszczu pod rynnę. Boję się tylko, że kiedyś moje dzieci będą wspominać nas jako toksycznych rodziców.
źródło:int


  PRZEJDŹ NA FORUM